Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piękne Perełki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Piękne Perełki. Pokaż wszystkie posty

Tajemnice życia


Najważniejsze w życiu wszystkie jego tajemnice?
Mogę ci streścić od ręki:


Nie pędź za widmem - za majątkiem, za stanowiskiem.
Zdobywa się to latami i wielką ilością nerwów,
a skonfiskować można w ciągu jednej nocy.


Żyj mając ciągłą przewagę nad życiem - nie bój się złego
i nie tęsknij za szczęściem.
Przecież ani goryczy ani słodyczy nie otrzymasz do pełna.
Wystarczy, jeśli nie marzniesz i jeśli pragnienie i głód nie wyrywają ci wnętrzności pazurami...
Jeśli nie masz przetrąconego karku, twoje obie nogi się poruszają,
obie ręce się zginają, oczy widzą i uszy słyszą - komu jeszcze mógłbyś zazdrościć?


Przetrzyj oczy, umyj serce i szanuj najbardziej tych,
którzy cię kochają i są ci życzliwi.
Nie krzywdź ich, nie wyzywaj.


Z nikim nie rozstawaj się pokłócony.
Przecież nie wiesz czy to nie jest ostatnia rzecz jaką zrobiłeś,
a potem taki pozostaniesz w ich pamięci.



- Aleksander Sołżenicyn "Archipelag GUŁAG"


W komentarzach można umieszczać swoje intencje.


Tylko Bóg



Kiedy byłem sam i nic nie miałem
poprosiłem o przyjaciela,
by pomógł mi znieść ból
... nikt nie przyszedł tylko... BÓG

kiedy powietrza mi było brak
by wstać ze snu
... nikt nie mógł
pomóc mi tylko... BÓG

gdy ujrzałem wszędzie smutek
i szukałem odpowiedzi
... nikt mnie nie słyszał tylko... BÓG

więc kiedy ktoś pyta mnie dla kogo
miłość bezinteresowną mam
... nikt do głowy nie przychodzi mi tylko... BÓG

W komentarzach można umieszczać swoje intencje i modlitwy. 


Sąsiedzi



"Na naszej klatce schodowej mieszka staruszka.
Pięć lat temu straciła męża, córkę, zięcia i wnuków w wypadku. 
Kiedy tydzień przed świętami wracałam do domu, 
na drzwiach klatki schodowej zobaczyłam ogłoszenie napisane odręcznie:

„Zgubiłam 100 złotych. 
Uczciwego znalazcę proszę o zwrot do mieszkania nr 76, 
emerytura bardzo skromna, nie mam na chleb.”

Mieszkanie nr 76 to lokal tej starszej pani. 
Wyjęłam z portfela 100 złotych, odłożone na prezent dla mamy, 
i zapukałam do drzwi mieszkania nr 76. 
Kiedy oddałam staruszce pieniądze, rozpłakała się i powiedziała:

- Jesteś dwunastą osobą, która przyniosła mi pieniądze. Dziękuję.

Uśmiechnęłam się i poszłam do windy, a wtedy starsza pani dodała:

- Córeńko, zdejmij, proszę, to ogłoszenie z drzwi, to nie ja napisałam… - starsza pani stała przed drzwiami swojego mieszkania i płakała."

Dziewczyna poprosiła, aby ta historia poszła w świat. Aby ci, którzy nie widzą w innych nic dobrego – dowiedzieli się, że na jej klatce schodowej mieszka co najmniej 12 wspaniałych osób.


Bożonarodzeniowy Dar




Czerwona tarcza słońca coraz szybciej chyliła się ku zachodowi. 
Ostatnie długie promienie przetykały łagodnie czuby
najwyższych sosen, wzniecając kręgi iskier
w napotkanych pojedynczych płatkach śniegu.
Dobiegał końca kolejny, mroźny grudniowy dzień.

Na skraju niewielkiej świerkowej polany tkwił nieruchomo samotny człowiek. 
Zamyślonym wzrokiem błądził po obsypanych świeżym śnieżnym pierzem drzewach, jak gdyby czegoś jeszcze poszukiwał.
Tuż za nim, na starych drewnianych saneczkach,
leżała ścięta przeszło godzinę temu mała choinka na święta.
Nic nie mąciło przedwieczornej ciszy,
nawet urwis-wiatr z rzadka tylko potrącał tę czy inną gałązkę.

- Najwyższy czas wracać już do domu - pomyślał samotny człowiek.





Było już naprawdę późno.
Zdecydował się nie wracać tą samą drogą co zawsze,
tylko wybrał mniej wygodny skrót przez sosnowy zagajnik.
Dokuczało mu zmęczenie i niewiele go obchodziły pierwsze płatki śniegu, które niebawem poczęły wirować w powietrzu.
Odetchnął za to z ulgą, kiedy doleciało go znajome naszczekiwanie psów, a później zamajaczyły tuż przed nim - niczym wielkie śnieżne grzyby - wtulone w grudniową noc domki rodzinnej wioski.
W każdym z nich paliło się światło, rozlegały się krzyki zachwyconych dzieci, raz nawet poczuł zapach przyrządzonej świątecznej ryby.
Tylko ostatni domek mocno odróżniał się od pozostałych:
nienaturalnie cichy, mroczny, jakiś nieswój -
nawet dróżkę prowadzącą do drzwi zdążył przysypać świeży śnieg.

Był to jego dom.
Dom-przyjaciel, ale również niemy świadek bolesnych wydarzeń.


Dwa lata wcześniej przetoczyła się przez wioskę epidemia szkarlatyny. 
Bezlitosna choroba, drwiąc z wysiłków lekarzy,
wyciągała drapieżne ręce po coraz to nowe ofiary.
Zanim została pokonana, wielu ludziom nadszarpnęła zdrowie.
W domu leśniczego poczyniła największe spustoszenie:
najpierw straciła życie córka, a w parę dni później
również młoda żona leśniczego.
Usłużny i miły do tej pory człowiek zmienił się w samotnika
o ponurym spojrzeniu. Ludzie zaczęli się go bać.
Prawie nikt go nie odwiedzał, zresztą on sam wolał całe dnie przesiadywać w lesie, gdzie spędził też pierwsze święta po stracie rodziny.

Upływający czas łagodził stopniowo ból tęsknoty za najbliższymi.
Młody leśniczy stał się spokojniejszy i przestał stronić od ludzi.
Nadal jednak częstym gościem na jego twarzy był bezbrzeżny smutek, zwłaszcza kiedy widział inne rodziny, szczęśliwe, rozbrzmiewające hałasem dziecięcych zabaw.
On był sam i to najbardziej go gryzło.


"Wśród nocnej ciszy
głos się rozchodzi:
Wstańcie, pasterze..."

 doleciał go w pewnej chwili donośny śpiew kolędy z domu sąsiada - piekarza.

- Tak, to prawda - pomyślał leśniczy. - Ja też mam powstać i nie dać się zwyciężyć rozpaczy, chociaż straciłem najbliższe mi istoty. Może i dla mnie zajaśnieje dziś szczęśliwa gwiazda?

Pracy w domu czekało go mnóstwo.
Najpierw narąbał drew i rozpalił w piecu, gdyż w całym mieszkaniu
było bardzo chłodno. Potem wziął się za sprzątanie.
Wytrzepał stary chodnik, pozamiatał, poodkurzał.
Przy ubieraniu choinki poczuł się nagle dziwnie radosny - po raz pierwszy w ciągu tych ostatnich ponurych lat.
Przyrządzając kolację w małej kuchence, z wdzięcznością wspominał żonę, która, wykazując dużo cierpliwości, nauczyła go gotowania kilku potraw.
Myślał też o niespełna siedmioletniej córeczce, często śpiewającej mu wesołe piosenki.
Którąś z tych piosenek zapamiętał dosyć dobrze i nawet polubił. Nakrywając teraz do stołu, mruczał dziecięcą kolędę, z rzadka tylko fałszując.

Tuż przed posiłkiem wyszedł na chwilę z domu. Lubił takie krótkie, wieczorne spacery.
Pod nogami chrzęścił świeży dywan ze śniegu, wiatr ustał zupełnie i tylko niebo nad głową iskrzyło się coraz to nowymi gwiazdami. 
Wieczorną ciszę przerywały jedynie radosne okrzyki dzieci sąsiadów. Trójka chłopców wybiegła na dwór, by ulepić przed domem bałwana ze świeżego śniegu.
Po skończeniu zabawy zmęczeni ale i szczęśliwi chłopcy pobiegli do domu cieszyć się z otrzymanych świątecznych prezentów.


Wróciwszy do mieszkania, leśniczy bardziej wyczuł niż spostrzegł jakąś zmianę. Podejrzliwie obejrzał wszystkie kąty.
Wszędzie panował porządek, tylko że ktoś niespostrzeżenie odwiedził jego mieszkanie i potrącił choinkę.
Dolna gałąź drzewka kołysała się jeszcze, przyozdobiona wielkim sercem z piernika.

- Kto go tu powiesił? - zdziwił się leśniczy, podchodząc bliżej. 
Delikatnie wziął piernik do ręki. Oby twoje serce było wielkie - błysnął lukrowy napis na boku czekoladowego serduszka. Ze wzruszenia mężczyzna wypuścił piernik z dłoni.

- To na pewno dzieci piekarza go przyniosły - domyślił się wreszcie. - Kochane dzieciaki, pamiętały o mnie!

Zasiadł do kolacji. Dopiero w tym momencie poczuł, jak bardzo był zmęczony i głodny. Barszcz z grzybami, chociaż może nie najlepiej przyrządzony, smakował mu jak rzadko kiedy.
Równie szybko zniknęła z talerza ryba w galarecie.
Kiedy rozpoczął deser, usłyszał pukanie do drzwi.
Właściwie nie było to pukanie, tylko jedno dość silne uderzenie w drzwi.


- Co się tam dzieje? Czyżby wiatr na nowo rozpoczął swe nocne harce? - pomyślał. - Nie, tym razem to nie może być wiatr.

Dłuższą chwilę nasłuchiwał, ale hałas nie powtórzył się więcej.
Nie mogąc dłużej powstrzymywać ciekawości, szarpnął za klamkę i gwałtownie otworzył drzwi.
Zamiast wybuchnąć złością, ze zdziwienia aż otworzył usta.

Na progu siedziała drobna, wynędzniała postać.
Podarte, przyprószone śniegiem stare ubranie nie stanowiło wystarczającego zabezpieczenia przed kłującym zimnem, czego najlepszym dowodem był głośny kaszel dziecka.

Leśniczy nie tracił czasu. Zabrał niespodziewanego przybysza do środka, ściągnął zeń podarte ubranie, polecił ogrzać się przy piecu. Dziewięcioletnia może, wystraszona dziewczynka z przyjemnością przytuliła się do ciepłego kaflowego pieca.
Po dwóch kubkach gorącej herbaty zaczęła trochę nabierać rumieńców, nadal jednak kaszlała.
Chciwie pochłonęła podaną jej resztę barszczu.
Kiedy postawił przed nią dopiero co odgrzane drugie danie, spojrzała na niego z wdzięcznością, choć nieśmiało, i zabrała się do jedzenia.


Leśniczy czuł się tak onieśmielony, że nie bardzo wiedział, jak zacząć rozmowę. W pewnym momencie jego wzrok padł na czekoladowe serduszko, wiszące teraz spokojnie na gałęzi choinki. Podszedł do drzewka, zerwał piernik i przyniósł go dziecku.
W oczach dziewczynki błysnęła prawdziwa radość.
Wbiła zęby w piernik i delektowała się każdym jego kęsem.

- Dziękuję - wykrztusiła między jednym a drugim kęsem. - Kiedy jeszcze miałam mamę, marzyłam o takich piernikach. Ale mama była biedna...

Nie zamierzał pytać o nic więcej. Najprawdopodobniej matka dziewczynki wędrowała od wioski do wioski i najmowała się do każdej domowej pracy - prania, sprzątania...
Co się właściwie stało z tą biedną kobietą i w jaki sposób jej córka trafiła do domku leśniczego? Odpowiedź na to pytanie leśniczy uznał za sprawę mało ważną.
Być może dziewczynka sama kiedyś o tym opowie, jak nabierze więcej sił i ochoty.


- Czy upieczesz mi jeszcze takie serduszko? - zapytało dziecko już śmielszym głosem.

- Jeśli zostaniesz, upiekę ci całe mnóstwo czekoladowych serduszek - obiecał.

Jakiś czas siedzieli jeszcze przy piecu. Później, kiedy dziewczynka zaczęła się robić senna, przeniósł ją na łóżko w sypialni, dokładnie okrył grubą kołdrą i sam też położył się spać.
Kaszel minął i dziecko zapadło w zdrowy, głęboki sen.

Przed zaśnięciem leśniczy jeszcze chwilę się modlił.
Wspominał zmarłą żonę i córeczkę, dwa ponuro przeżyte lata i to, że dane mu było w dniu dzisiejszym wyzwolić się z ciemnej nocy duchowego załamania. Wspominał i dziękował, a jego anioł stróż z radością przedkładał tę modlitwę u tronu Najwyższego.

- Boże, najbardziej Ci dziękuję, że znowu zesłałeś mi kogoś, kogo mogę kochać - wyszeptał na zakończenie leśniczy, po czym mocniej przytulił dziecko do siebie, jakby w obawie, że ten świeżo zdobyty skarb odpłynie w nieznaną dal wraz z pierwszym oddechem nowego, bożonarodzeniowego poranka.


- o. Franciszek Czarnowski



Duży i mały poradnik życia



Duży Poradnik Życia

Powiedz coś miłego trzem osobom dziennie.
Miej psa.
Przynajmniej raz w roku oglądaj wschód słońca.
Pamiętaj o urodzinach innych ludzi.
Patrz ludziom prosto w oczy.
Mów jak najczęściej "dziękuję".
Mów jak najczęściej "proszę".
Naucz się grać na jakimś instrumencie.
Śpiewaj pod prysznicem.
Używaj dobrych sreber.
Naucz się przyrządzać znakomite chili.
Sadź kwiaty każdej wiosny.
Miej doskonałe stereo.
Mów pierwszy "dzień dobry".
Żyj poniżej swoich możliwości.
Możesz jeździć tanim samochodem, ale miej dom na jaki cię stać.
Kupuj znakomite książki, nawet gdybyś miał ich nie czytać.
Bądź wyrozumiały dla siebie i dla innych.
Naucz się trzech przyzwoitych dowcipów.
Miej zawsze czyste buty.
Pij szampana bez szczególnego powodu.
Zwracaj to, co pożyczałeś.
Ucz czegoś.
Ucz się czegoś.
Traktuj każdego człowieka tak, jak sam chciałbyś być traktowany.
Naucz się odróżniać muzykę Chopina, Mozarta i Beethovena.
Zasadź drzewo w dniu urodzin.
Dwa razy w roku oddawaj honorowo krew.
Zawieraj nowe przyjaźnie, ale ceń sobie stare.
Dochowuj tajemnicy.
Rób dużo zdjęć.
Nie odmawiaj sobie radości.
Nie zwlekaj z wysłaniem kartek z podziękowaniami.
Nie spisuj nikogo na straty. Cuda zdarzają się co dzień.
Nie trać czasu na uczenie się "tajemnic" zawodu. Ucz się zawodu.
Trzymaj nerwy na wodzy.
Kupuj warzywa prosto od rolników, którzy reklamują swój towar odręcznymi napisami.
Zakręcaj tubkę z pastą do zębów.
Wynoś śmieci nie czekając, aż Cię poproszą.
Głosuj.
Zaskakuj tych, których kochasz, drobnymi niespodziewanymi prezentami.
Przestań mieć pretensje do innych. Bierz odpowiedzialność za każdy swój krok.
Nigdy nie mów, że jesteś na diecie.
Wykorzystaj nawet najgorsze sytuacje.
Zawsze przyjmuj wyciągniętą dłoń.
Przyznawaj się do błędów.
Używaj dowcipu, żeby bawić, nie ranić.
Pamiętaj, że wszystkie informacje są stronnicze.
Żądaj wysokiej jakości i bądź gotów za nią zapłacić.
Bądź odważny. A jeżeli nie jesteś, udawaj, że jesteś. Nikt nie zauważy różnicy.
Przytulaj dzieci po tym, jak je ukarzesz.
Naucz się robić piękne przedmioty własnymi rękami.
Oddawaj biednym wszystkie ubrania, których nie miałeś na sobie przez ostatnie trzy lata.
Nigdy nie zapominaj o swojej rocznicy ślubu.
Jedz suszone śliwki.
Jeździj na rowerze.
Wybierz jakąś instytucję dobroczynną i wspomagaj ją szczodrze pieniędzmi i czasem.
Nie sądź, że zdrowie jest Ci dane raz na zawsze.
Kiedy ktoś proponuje Ci pracę, nawet jeżeli nie jesteś nią zainteresowany, porozmawiaj. Nigdy nie mów "nie", dopóki nie wysłuchasz propozycji osobiście.
Trzymaj się z daleka od narkotyków i ludzi, którzy mają z nimi do czynienia.
Tańcz także powoli.
Unikaj złośliwych uwag.
Unikaj restauracji, do których zachodzą uliczni muzykanci.
Pamiętaj, że w interesach i stosunkach rodzinnych najważniejszą rzeczą jest zaufanie.
Nie pal.
Zwracaj makulaturę, butelki i puszki.
Nie dopuść, żeby ktoś widział Cię pijanego.
Nigdy nie inwestuj na giełdzie więcej, niż możesz stracić bez większego uszczerbku.
Niech się stanie Twoim przyzwyczajeniem oddawanie przysług ludziom, którzy się nigdy o tym nie dowiedzą.
Bierz udział w zjazdach koleżeńskich.
Pożyczaj ludziom tylko te książki, z którymi bez żalu możesz się rozstać.
Zawsze miej przed oczami coś pięknego, nawet jeżeli to będzie stokrotka w szklance.
Naucz się pisać na maszynie.
Myśl o sprawach wielkich, ale nie lekceważ drobnych przyjemności.
Naucz się czytać sprawozdania finansowe.
Codziennie rób żwawym krokiem półgodzinny spacer.
Zafunduj sobie na urodziny masaż.
Nigdy nie oszukuj.
Uśmiechaj się jak najczęściej.
Nigdy nie przeklinaj
Naucz się rozpoznawać miejscowe ptaki i drzewa.
Zatrzymuj się i czytaj przydrożne tablice historyczne.
Naucz się słuchać, okazja czasami puka bardzo cicho.
Naucz się wiązać muszkę.
Noś śmiałą bieliznę pod najbardziej konserwatywnym ubraniem.
Pamiętaj nazwiska ludzi.
Naucz się stolic państw.
Kiedy ktoś opowiada o ważnym wydarzeniu ze swojego życia, nie staraj się zaćmić go swoją opowieścią. Daj mu chwilę w światłach rampy
Nastaw swój zegarek tak, aby śpieszył się o 5 minut.
Nigdy nie pozbawiaj nikogo nadziei, może to wszystko co mu zostało.
Zawrzyj znajomość z dobrym prawnikiem, księgowym i hydraulikiem.
Mniejsza o perfekcję, bądź po prostu bardzo dobry.
Módl się nie o rzeczy, ale o mądrość i odwagę.
Utrzymuj porządek na biurku.
Bądź punktualny i wymagaj tego od innych.
Nie trać czasu na polemiki z tymi, którzy cię krytykują.
Unikaj ludzi, którym nic się nie podoba.
Powstzymuj się od mówienia ludziom jak trzeba coś zrobić. Mów tylko, co zrobić, a nieraz zaskoczą cię twórczymi rozwiązaniami.
Bądź oryginalny.
Bądź schludny 


Mały Poradnik Życia

Zużywaj się, nie rdzewiej.
Rozluźnij się. Spokojnie. Z wyjątkiem spraw życia i śmierci nic nie jest tak ważne, jak się początkowo wydaje.
Niech twoje życie będzie wykrzyknikiem, nie znakiem zapytania.
Pamiętaj, że kiedy matka mówi ci : "Będziesz tego żałował", to z pewnością tak będzie.
Każdy człowiek, którego poznajesz wie to, czego ty nie wiesz. Ucz się od ludzi.
Wspieraj każdego, kto stara się osiągnąć wyższy poziom umyslowy, fizyczny lub duchowy.
Nie myl głupoty z odwagą. Nie myl dobroci ze słabością.
Podchodź do miłości i do gotowania z bezgranicznym oddaniem.
Bądź ostrożny w pożyczaniu pieniędzy przyjaciołom. Możesz stracić i pieniądze i przyjaciół.
Okazuj szczególny szacunek ludziom, których praca sprawia, że mają brud za paznokciami.
Nie pracuj z myślą o zdobyciu uznania, pracuj w sposób zasługujący na uznanie.
Szukaj swojej szansy, nie bezpieczeństwa. Okręt w porcie jest bezpieczny, ale jego dno z czasem przerdzewieje.
Nie pozwól aby twoje marzenia zarosły chwastami.
Pamiętaj, że nie osiągając czasami tego, co chciałeś osiągnąć masz czasami szczęście.
Charakter dziecka jest jak dobra zupa. Jedno i drugie robi się w domu.
Zadaj sobie pytanie, czy to co robisz dzisiaj przybliża cię do tego, co chcesz robić jutro.
Dziękuj Bogu, że nie spełnia wszystkich twoich próśb.


- H. Jackson Brown


Krzesło



Córka pewnego człowieka poprosiła księdza ze swojej parafii,
żeby przyszedł pomodlić się z jej ojcem.
Kiedy ksiądz przyszedł do domu, zobaczył, że chory człowiek leży w łóżku wsparty na dwóch poduszkach, a przy łóżku stoi puste krzesło. Ksiądz pomyślał, że uprzedzono go o wizycie.

- Rozumiem, że oczekiwał pan moich odwiedzin? - spytał.

- Nie. Kim pan jest? - odpowiedział chory.

- Jestem nowym wikarym - odparł ksiądz. - Kiedy zobaczyłem puste krzesło, pomyślałem, 
że pan wie, że przyjdę.

- Ach tak, to krzesło - odezwał się chory - Czy może ksiądz zamknąć drzwi?

Zdziwiony ksiądz zrobił, o co go proszono.

- Nigdy tego nikomu nie mówiłem, nawet córce - powiedział chory
- ale przez całe życie nie umiałem się modlić.
Słyszałem, jak w czasie niedzielnej mszy ksiądz mówi o modlitwie,
ale zawsze puszczałem to mimo uszu.
Już nawet nie próbowałem się modlić.
Aż przyjaciel powiedział mi: "Janie, modlitwa, to po prostu rozmowa z Jezusem. 
Proponuję ci, żebyś usiadł i postawił przed sobą puste krzesło, 
a potem wyobraził sobie, że siedzi na nim Jezus.
Nie ma w tym nic dziwnego, bo przecież Jezus obiecał,
że zawsze będzie z nami. Potem mów do Niego i słuchaj Go,
tak jak to robisz teraz ze mną".

Więc widzi ksiądz - ciągnął dalej chory - spróbowałem tak robić
i tak mi się to spodobało, że teraz robię to codziennie.
Muszę jednak uważać.
Gdyby moja córka zobaczyła, że rozmawiam z pustym krzesłem,
albo sama by się załamała, albo wysłałaby mnie do wariatkowa.

Ksiądz był głęboko poruszony opowieścią i zachęcał staruszka,
by nadal odprawiał swój codzienny modlitewny rytuał.

Pomodlił się wspólnie z nim, udzielił mu sakramentu chorych
i wrócił na plebanię.
Dwa dni później wieczorem, zadzwoniła córka, by poinformować,
że jej ojciec umarł popołudniu.

- Czy robił wrażanie, jakby umarł w pokoju? - zapytał ksiądz.

- Tak proszę księdza - odpowiedziała córka. - Kiedy koło drugiej wychodziłam, 
przywołał mnie do siebie, opowiedział jeden z tych swoich przedpotopowych dowcipów i ucałował mnie w policzek. 
W godzinę później, gdy wróciłam ze sklepu, już nie żył.

Ale było coś dziwnego.
A nawet więcej niż dziwnego - wprost niesamowitego.
Wygląda na to, że tuż przed śmiercią tatuś musiał upaść,
bo zastałam go z głową na krześle stojącym przy łóżku.



- Brian Cavanaugh "Sto opowiadań rodzinnych"

Na początek ciężkiego dnia



Widziałeś to, Panie. Kompletnie nie chciało mi się wstać.
Tak bardzo, że aż sam się tego przestraszyłem.
Tylko otworzyłem oczy i cały ten nawał rzeczy,
który muszę dziś zrobić, odezwał się gdzieś w środku głośno.

Teraz, gdy cały dzień dopiero się zaczyna,
mam w sobie dziwne i osłabiające poczucie,
że oto otwiera się przede mną jakiś bezmiernie długi tor z przeszkodami. I że zanim pod wieczór dobrnę do końca - o ile w ogóle dobrnę - ten bieg przez płotki wyssie ze mnie wszystkie siły.

Boję się tego.

Nie, Ty wiesz, że nie jest to strach z gatunku tych,
co to ich pełno w filmach sensacyjnych.
Ja lękam się tego, czy każdy z tych dzisiejszych obowiązków wykonam dobrze, czy czegoś nie zawalę, kogoś nie zasmucę i nie obrażę...

I jak długo tak pociągnę - przecież takie dni
zdarzają się ostatnio aż nazbyt często...
Obawy malutkie, lęki właściwie na wyrost - a jednak są.
Są i nie pozwalają od samego rana zachwycić się tym,
że słońce wstaje, ptaki się budzą.
Są i nie dają ani krzty z radości z tego,
że ukochany człowiek właśnie otwiera oczy.
Są i siedzą człowiekowi na ramienach
jak stado smutnych i czarnych gawronów.

Powiedziałeś kiedyś Panie swoim uczniom,
pokazując im ptaki niebieskie, żeby nie martwili się nazbyt o jutro, gdyż dosyć ma dzień swojej biedy ( Mt 6, 34).

Ja - musze Ci to powiedzieć - o jutrze nie chcę nawet myśleć,
cały ciężar dzisiejszych obowiązków przesłania mi wszystko, co może stać się później.
Bo jeśli nie wiem czy zdzierżę, czy wytrzymam ten natłok "biedy", którą przynosi dzisiejszy dzień, po co mam myśleć o jutrze?

A może...
Może nie powinienem w ogóle myśleć w taki sposób?
Przecież wszystko to, co mam dziś do wykonania, żadną "biedą" nie jest. Wręcz przeciwnie jest zadaniem, które kazałeś mi odrobić,
abym uczynił kolejny krok ku niebu.

Tak: słowo "bieda" powinienem zarezerwować dla chwil, gdy jest naprawdę źle. A ja mam dziś tylko przed sobą troche zwyczajnych spraw, które po prostu noszą tę samą datę w kalendarzu.
Załatwie je, jak załatwiłem już setki, tysiące wcześniej.
Dobrze je załatwie, może nie idealnie, ale dobrze.
Dlatego, że teraz się z Tobą o to modlę.
Bo Ty współdziałasz z ludźmi we wszystkim dla ich dobra (por. Rz 8,28).

A poza tym, jutro w notesiku jakby trochę mniej czarno od liter.
A za niedługi czas - na pewno - przyjdzie taki dzień, że będę mógł pozachwycać się trochę dłużej śpiewem ptaków i promieniami słońca,
i uśmiechem kochanej osoby. Przecież sprawy mają to do siebie, że lubią chodzić stadami...

Drugie drzwi - Piękna perełka



Bardzo często, gdy podejmuję jakieś decyzje w moim życiu,
nawet te drobne, mam wrażenie jakbym widziała dwie pary drzwi.

Automatycznie, kierowana jakimś wewnętrznym przeświadczeniem,
idę przez te większe, szeroko otwarte.
Tamtędy chodzę codziennie.
I jak zwykle, po drugiej stronie, moje kumpele czekają już na mnie.
Wszystkie te drobne radości, przyjemności dnia codziennego,
znajomi, zawsze są na swoim miejscu.

Kolejny dzień, kolejne sprawy, zastanawiam się czy może
nie zaglądnąć przez tamte drugie drzwi, ale coś mi podpowiada,
że są zamknięte, zbyt ciasne i nie powinnam tamtędy się pchać.
Zawsze mam wrażenie, że tamta droga byłaby zbyt trudna
i nie dałabym rady, że to nie dla mnie.

Zresztą moje życie i tak mi się podoba.

Kolejny dzień, fizycznie czuję się fatalnie.
Wychodzę z domu, ogarnia mnie wściekłość - mój samochód ma zbitą szybę. 
Zostawiam go na parkingu.
Byle nie spóźnić się do pracy!
Nie mam wyjścia, muszę jechać autobusem. Mam 10 minut.
W autobusie jakiś typek dziwnie się na mnie patrzy. 
Staram się na niego nie spoglądać. Już mój przystanek, wysiadam.
On idzie za mną, podchodzi do mnie, szamotanina,
zabiera mi torebkę i uderza tak mocno, że mdleję.

Ocknęłam się dopiero w szpitalu, oczywiście czując się niezwykle paskudnie. 
Ledwie otworzyłam oczy, zadzwoniła moja komórka.
To był mój szef.
Kontrakt, którym miałam się zająć, diabli wzięli.
Zwolnił mnie, nawet nie chciał słuchać co się stało.

Już jestem po operacji, miałam jakieś poważne wewnętrzne obrażenia, 
wszystko mnie boli. Leżę na sali całkiem sama.
Czuję się strasznie, nawet nie wiem czy mnie ktoś odwiedzi.
Dziś po południu mają jakąś kobietę położyć na sąsiednim łóżku.

Już wieczór. Ta kobieta, którą przywieźli, właśnie się obudziła.
W jej oczach jest taka dziwna radość.
Ucieszyłam się, że nie będę już sama.
Chce ze mną porozmawiać.
Zaczyna mi mówić o tych węższych drzwiach,
jakby znała mnie i moje przeżycia, że jeżeli się przez nie przejdzie, życie staje się o wiele lepsze.
Nie bardzo miałam ochotę słuchać akurat takiego gadania. 
Powiedziałam, że jestem zmęczona i poszłam spać.

Kolejny dzień. Moja współlokatorka nie daje za wygraną
i znowu zaczyna mówić o tych drzwiach.
Tylko z grzeczności stwierdziłam, że posłucham.

Zaczęła opowiadać o tym, że kiedyś miała straszne problemy,
o tym jak źle się czuła, opisała to tak obrazowo,
że niemal widziałam jak leżała i wołała o pomoc.
Nikt jej nie chciał słuchać.
Wszyscy ją mijali, a nawet deptali nie zauważając jej
i kiedy już nabierała sił, żeby wstać kolejny problem ją przygniatał
i nie była w stanie się podnieść.
Często była w depresji i kiedyś, pewien człowiek zaczął jej opowiadać
o tych wąskich drzwiach.

Mówił, że one są otwarte już od 2000 lat.
Nie mogła uwierzyć, a ten człowiek poprostu opowiadał jej o Jezusie, że przyszedł na ziemię z nieba, że posłał Go Bóg Ojciec po to,
żeby umarł za grzechy każdego człowieka i że później powstał z martwych i dzięki temu otworzył drzwi, przez które każdy z nas może przejść, jeśli tylko w to uwierzy...

Dalej nie słuchałam, zaczęłam się zastanawiać nad tym co mówiła, właśnie teraz jestem w takiej sytuacji, że nie potrafię się podnieść.
Nie wiem co robić, trudno mi uwierzyć, że te drzwi są otwarte i dla każdego dostępne...

Zasnęłam, a jak się obudziłam następnego dnia, tej kobiety już nie było. Przyszły moje kumpele. Cieszyłam się, że odwiedziły mnie,
chociaż nie mogłam się skupić na tym co mówią.
Myślałam o drzwiach...
Powiedziały, że jak tylko wyjdę zrobią imprezę powitalną i poszły.
Te myśli nie dawały mi spokoju... O co w tym chodzi...
Pamiętam, że ta kobieta mówiła, że Jezus zmartwychwstał i że żyje dziś... Dziwne.
I o tym, że jeśli zapragnę to mogę do Niego zawołać,
a On na pewno mi pomoże. Skąd ta pewność...?
Nie rozumiałam tego, ona mówiła, że straciła wszystko dom,
samochód i pracę, a pomimo tego teraz jest szczęśliwsza...
Przecież to idiotyzm.

Dziś w końcu wychodzę, dziewczyny już przygotowują imprezę,
ale mi wcale się nie chce tam iść. Pójdę do domu i poczytam może ogłoszenia, muszę przecież znaleźć pracę.
Przyjaciółki zrozumiały, powiedziałam, że źle się czuję i dały za wygraną, ale same i tak będą imprezować.

Dostałam jakiś list z rodzinnych stron, muszę zobaczyć co w nim jest...

Mój tata nie żyje, zginął w wypadku samochodowym.
Nie żyje, to niemożliwe!! Jak? Dlaczego? Czemu on?
Jezu jeśli jesteś to dlaczego tak się stało, dlaczego wszystko jest nie tak!!

Wstałam, nie wiedziałam co zrobić, zaczęłam biec w kierunku tej wąskiej bramy,
zdałam sobie sprawę, że tylko tam znajdę ratunek.
TAK! Mówiła prawdę! Te drzwi są otwarte, a Jezus czeka tam z otwartymi ramionami
i woła mnie po imieniu, ale skąd On zna moje imię?

Czuję się strasznie i jednocześnie jakoś tak wyjątkowo.
Zaczęłam Mu opowiadać o wszystkim co źle zrobiłam, jak źle żyłam,
i że dłużej już tak nie chcę,
a On mi powiedział, że właśnie dlatego umarł, żeby Ojciec, żeby Bóg mi wybaczył.
Wtedy łzy zaczęły mi spływać po policzkach, nie mogłam tego powstrzymać, płakałam jak mała dziewczynka, ostatnio płakałam wiele lat temu, ale to były inne łzy… sama nie wiem, jednocześnie radości i smutku. Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy z tego co On zrobił dla mnie...

Obudziłam się rano i czułam, byłam tego pewna, że jestem całkiem innym człowiekiem.
Pobiegłam do przyjaciół i zaczęłam im opowiadać o tym co się stało,
 i że te drzwi są otwarte już od 2000 lat!
Byłam pełna zapału, a oni zaczęli mówić, że pewnie jestem przemęczona tymi wszystkimi wydarzeniami związanymi z wypadkiem. Nie rozumiałam dlaczego nie wierzą w to co próbuje im przekazać, chociaż niedawno ja sama taka byłam.

Pojechałam na pogrzeb, wszyscy byli smutni, płakali, po stypie opowiedziałam o tym mamie,
 powiedziała, że już słyszała te bajki i nie chce tego słuchać. Stwierdziłam, że to może zły czas na rozmowę, będę próbowała później...

Od czasu kiedy przeszłam przez tą cudowną bramę,
czuję się jakby mnie ktoś przenosił przez życie na rękach,
tak jakbym była w szklanej bańce, która mnie chroni,
nawet wtedy kiedy się potknę.

Mój Ojciec - wspaniały Bóg, chwyta mnie za rękę zanim upadnę.

Życie z Nim jest wspaniałe tylko trzeba uwierzyć,
uwierzyć nie tylko w Jego istnienie gdzieś tam...,
ale uwierzyć Jemu i nie bać się przejść przez te właściwe drzwi,
które przecież dzięki Miłości Bożej SĄ OTWARTE!!!

- Anita Puza

Bóg kocha zawsze! - Piękna perełka




W nowych pokoleniach na całym świecie
wielu młodych ludzi zastanawia się i zadaje pytania:
czy jest dla nas jakaś nadzieja na przyszłość?
Jak od niepokoju przejść do zaufania?
Są kraje, gdzie ład społeczny został zachwiany.
Wobec stale rozszerzającej się biedy
przyszłość ludzkości jest niepewna.
Wiele dzieci cierpi,
bo tak często pozrywane więzy uczuciowe ranią serca.
Czy jednak nie dostrzegamy
niepodważalnych znaków nadziei pojawiających się
w najbardziej nawet niespokojnych miejscach dzisiejszego świata?
Żeby odważnie wypełniać swoje zadanie,
dobrze jest pamiętać:
Ewangelia niesie wielką nadzieję
i w niej możemy odnaleźć radość duszy.
Nadzieja jest jak fala światła,
która nagle wlewa się w naszą głębię.
Bez tej nadziei chęć życia mogłaby zagasnąć.

Gdzie jest źródło nadziei?
W Bogu
, który tylko kocha i niestrudzenie nas szuka.


Nadzieja odnawia się, kiedy z pokorą wszystko powierzamy Bogu.
Jest ona wewnętrzną siłą, która nas wypełnia,
taka sama dla wszystkich.
Tę siłę daje Duch Święty.
On szepcze w naszych sercach:
"Z całą prostotą powierz się Bogu,
twoja niewielka wiara do tego wystarczy."
Kim jest Duch Święty?
Jest Kimś, kogo Jezus obiecał nam w Ewangelii:
"Nigdy nie zostawię was samych,
przez Ducha Świętego zawsze będę z wami,
On będzie dla was wsparciem i Pocieszycielem."
Nawet wtedy, kiedy wydaje się nam, że jesteśmy sami,
Duch Święty jest przy nas.
Jest obecny w sposób niewidzialny,
a przecież nigdy nas nie opuszcza.
I powoli rozumiemy,
że w życiu człowieka najistotniejsza jest ufna miłość.
Zaufanie jest czymś najskromniejszym i najprostszym,
a zarazem czymś najbardziej podstawowym.
Kiedy kochamy z ufnością,
udaje nam się dawać szczęście naszym bliskim
i trwamy w komunii z tymi,
którzy żyli przed nami
i czekają na nas w Bożej wieczności.
Kiedy czasem nachodzą nas wątpliwości,
pamiętajmy, że wątpienie i zaufanie,
jak cień i światło,
mogą współistnieć w naszym życiu.
Przede wszystkim chcielibyśmy pamiętać kojące słowa Chrystusa:
"Nie bójcie się, niech się nie trwoży serce wasze."
Okazuje się więc, że wiara nie jest efektem jakiegoś wysiłku,
jest darem Boga:
to Bóg daje nam dzień po dniu
przechodzić od wątpliwości do zaufania.
Bóg tylko kocha i Jego współczująca miłość jest źródłem.
Oby nadszedł dzień, kiedy będziemy mogli powiedzieć:
"Boże miłosierdzia, gdybyśmy nawet mieli wiarę,
która góry przenosi,
czym bylibyśmy bez Twojej miłości?
Tak, Twoja miłość do każdego z nas trwa zawsze."
Jednym z najjaśniejszych przejawów miłości Bożej jest przebaczenie.
Kiedy i my przebaczamy,
także nasze życie stopniowo się przemienia.

Odnajdując w przebaczeniu radość,
która zdejmuje ciężar z serca,
widzimy, że rozprasza się surowość,
z jaką traktujemy innych ludzi.
Jakże ważne jest,
aby surowość ustępowała miejsca bezmiernej dobroci.

Już przed narodzeniem Chrystusa
pewien wierzący człowiek tak to wyraził:
"Porzuć swój smutek, pozwól, aby Bóg prowadził cię do radości."
Ta radość leczy ukryte rany duszy.
Ona jest w przejrzystym blasku kojącej miłości.
Wybuch tej radości przekracza granice naszej istoty.
Jest dziś wielu ludzi, którzy pragną żyć z ufnością i nadzieją.   
W człowieku może pojawiać się skłonność do przemocy.
Aby na ziemi rosło zaufanie, trzeba zaczynać od siebie:
żyć z pojednaniem w sercu,
zachowywać pokój z ludźmi z naszego otoczenia.
Pokój na ziemi przygotowujemy,
kiedy odważamy się pytać samych siebie:
czy jestem zdecydowany na to, by starać się o pokój w swym wnętrzu, o bezinteresowność w życiu?
Nawet, jeśli mam bardzo niewiele,
czy mogę tam, gdzie żyję, być zaczynem zaufania,
okazując innym coraz większą wyrozumiałość?
Czy trwając przed Bogiem w pogodnym oczekiwaniu
będziemy wnosić spokój tam, gdzie wybuchają spory?
Kiedy młodzi ludzie decydują się wprowadzać pokój w swoje życie, niosą nadzieję,
której światło rozprzestrzenia się coraz dalej i dalej.
W tym momencie historii Ewangelia wzywa nas,
by kochać i mówić o tym swoim życiem.
To przede wszystkim dzięki temu,
wiara staje się wiarygodna dla tych, którzy są wokół nas.
Ta prawda dotyczy również Kościoła,
tej tajemnicy komunii, jaką jest Ciało Chrystusa.
Wiarygodność, często gubiona,
może się odrodzić, kiedy Kościół żyje zaufaniem,
przebaczeniem, współczuciem i kiedy przygarnia z radością i prostotą. Wtedy zdoła przekazać żywą nadzieję. 
Kiedy nasza osobista modlitwa wydaje się uboga,
a nasze słowa niezręczne, nie ustawajmy w drodze.
Czy jednym z głębokich pragnień naszych dusz
nie jest urzeczywistnianie komunii z Bogiem?

Trzy wieki po Chrystusie pobożny mieszkaniec Afryki,
który miał na imię Augustyn, pisał:
"Pragnienie, które wzywa Boga, już jest modlitwą.
Jeżli chcesz modlić się bez przerwy, nie przestawaj pragnąć..."

Wielka prostota serca podtrzymuje modlitwę kontemplacyjną.
Prostota jest źródłem radości.
Pozwala ona zdać się na Boga i nie stawiać oporu,
kiedy On przyciąga nas do siebie.
Bóg, który pozostaje niewidzialny,
nie zawsze mówi językiem słów.
Kiedy żyjemy w komunii z Nim,
w ciszy podsuwa nam intuicje.
Wydaje się, że cisza w modlitwie niewiele znaczy.
A przecież w tej ciszy Duch Święty sprawia,
że umiemy przyjąć Bożą radość,
która sięga samej głębi duszy.
W modlitwie pełnej prostoty nagle rozumiemy,
że Bóg kieruje do nas wezwanie.
Jakie wezwanie?
Bóg spodziewa się, że zrobimy wszystko,
by nieść radość i pokój.
Czy usłyszymy Boga, kiedy w nas zabrzmią Jego słowa:
"Nie zatrzymuj się, odważnie wypełniaj swoje zadanie,
oby twoja dusza żyła!"
I wtedy zaczniemy rozumieć,
że zostaliśmy stworzeni po to,
by zmierzać do nieskończoności, do pełni.
I może się zdarzyć, że odkryjemy:
czasami właśnie w sytuacjach wymagających wysiłku
człowiek staje się w pełni sobą.
Kiedy wzajemnie się wspieramy, 
kiedy nie pozwalamy, żeby powstrzymywały nas przeszkody,
kiedy decydujemy się odważnie wypełniać swoje zadanie,
rozumiemy, że ten, kto odpowiada na Boże wezwanie,
odnajduje radość serca, a nawet szczęście.
Tak, Bóg chce naszego szczęścia.
I wyłania się to, co niespodziewane.
Długie, ledwo oświetlone noce minęły.
Nawet droga przez ciemności, zamiast nas osłabiać,
może nas wewnętrznie umacniać.
Ważne dla nas jest to, by podążać od odkrycia do odkrycia,
przyjmować nadchodzący dzień jako Boże dzisiaj,
we wszystkim szukać pokoju serca.
I życie stanie się piękne...
i życie będzie piękne.


- Brat Roger
Taize 2003



Ci co zaufali Panu... - Piękna perełka

  

Lecz ci, co zaufali Panu,
odzyskują siły,
otrzymują skrzydła jak orły;
biegną bez zmęczenia,
bez znużenia idą.  

Księga Izajasza 40, 31

Jeśli idziesz przez życie z Panem Bogiem
i pragniesz żyć zgodnie z Jego wolą,
pamiętaj, że On cię nigdy nie opuszcza.
Jest zawsze blisko ciebie.
Pomaga ci nawet wtedy, gdy tego nie widzisz.
Gdy przychodzą trudne dni, gdy jesteś zmęczony,
On może „dodać ci skrzydeł”.
Może pomóc ci wznieść się ponad to,
co cię martwi i przygniata.
Może dodać ci sił, aby walczyć, aby iść naprzód.
Pamiętaj o tym zawsze,
nawet wtedy, gdy wydaje ci się, że jest inaczej.
Zapamiętaj ten obraz orła, który wzbija się w górę
lub biegacza, który nie upada,
który ciągle podąża naprzód
i przypominaj go sobie w sytuacjach,
gdy jesteś zmęczony i przygnębiony.



Mam prawo być sobą - Piękna perełka



  1. Mam prawo być sobą
  2. Mam prawo żyć w prawdzie i czynić to,
    co odpowiada temu, w co wierzę.
  3. Mam prawo zastanawiać się nad swoim życiem.
  4. Mam prawo mówić, że Pan Bóg mnie interesuje.
  5. Mam prawo mieć czas na modlitwę,
    by dziękować Bogu za miłość
    , która pozwala mi żyć.
  6. Mam prawo dzielić się wiarą z innymi.
  7. Mam prawo wybrać Jezusa Chrystusa
    za towarzysza mojego życia.
  8. Mam prawo być chrześcijaninem i świadczyć,
    że nie jest to coś wstydliwego.
  9. Mam prawo nie wszystko czynić tak jak wszyscy;
    jestem bowiem sobą, a nie kimś innym.
  10. Mam prawo być w prawdzie ze sobą samym.
  11. Mam prawo ale i obowiązek pamiętać,
    że nigdy nie ma prawa bez obowiązków.



Dziecko Króla - Piękna perełka



Miej nadzieję, jesteś dzieckiem Króla,
On jest Źródłem miłości, która leczy zranione serca.

Jesteś uwikłany pośród trudnych spraw, codziennych problemów,
zmagasz się ze słabościami?
Ból dotyka Ciebie i Twoją rodzinę?
Lękasz się, trwasz w niepokoju?
Miej odwagę zrobienia kroku ku Chrystusowi!

On towarzyszy samotnym, dzieli się z ubogimi, wywyższa poniżonych,
błogosławi cierpiącym, chroni młodych, umacnia słabych,
uwalnia niewolników nienawiści.
Jest światłem na drogę każdego z nas...

Podaj Mu swą dłoń.
On zabierze chłód codzienności, ogrzeje Twoje serce,
obdarzy Cię siłą do dźwigania trudu kolejnych dni…

On jest zawsze przy Tobie, nie lękaj się Jego miłości,
pozwól Mu wypłynąć na głębię Twojego serca,
zanurz w Jego miłosierdziu kotwicę Twej miłości…

Strach, niepewność, poczucie winy, 
brak przebaczenia, zniewolenie - oddaj Jemu,

On Cię pokrzepi, uwolni od tego brzemienia…
Nie pytaj więcej jak, nie pytaj po co 
tylko zawierz Mu swoje życie, oddaj swe troski, 
nie napawaj się nienawiścią, bo cierpi Twoje dziecko,
bo straciłeś pracę, dlatego, że ktoś bliski zmarł, albo śmieją się z Ciebie,
bo jesteś chory, samotny, inny, niepotrzebny…

Nie poddawaj się, jesteś wielki i niezastąpiony, 
potrzebny nam wszystkim,
bez Ciebie nie damy rady... 
Jesteś stworzony z miłości –
nie ma na świecie nikogo takiego, jak Ty…

Powstań, pójdź do przodu, podnieś się, gdy upadniesz 
nie pozostawaj w miejscu,
nie zniechęcaj się trudną sytuacją w szkole, pracy, w domu.
Każde rozstanie, kłótnia, zadane przez innych cierpienie zostawia w Twoim sercu ranę, o której nieustannie myślisz, przez którą nie widzisz piękna uśmiechu, słońca na niebie, nocnych gwiazd i ciepła drugiego człowieka… 

Pozwól Chrystusowi dotknąć Twego serca, 
On je uleczy, On je napełni miłością, 
dzięki której inaczej spojrzysz na świat, bliźniego obok…
Ty, który to widzisz – nie płyń w dół z prądem chwilowych trendów, 
wyjdź na przeciw, powiedź „Nie”, gdy cały świat krzyczy „Tak”…

Nie martw się już więcej o chleb powszedni dla siebie, 
Twojego dziecka, rodziny…
Nie martw się trudną sytuacją finansową, 
brakiem wsparcia, tym, co będzie jutro… 
Odpowiedzią na wszystko jest Chrystus, 
ten, który zmartwychwstał, jest tu i teraz,
jak był 2000 lat temu. 
Uzdrawia, naucza, przychodzi do Ciebie i kołacze,

Czy otworzysz Mu?

Nikt nie jest w stanie dać Ci tyle miłości co On,
nie zadręczaj się tym, że On Ciebie nie kocha. 
Obiecał, że nigdy od Ciebie się nie oddali, 
tylko ograniczy do Twojego pozwolenia na działanie w Twoim życiu…

Bóg, Jezus Chrystus czeka na Ciebie, wciąż zadaje Ci pytanie:

Kochasz mnie, pragniesz abym stał się Twoim Panem i Zbawcą?
Chcesz, abym odmienił Twe grzeszne życie, 
byś na nowo odrodził się w mojej miłości…?

Kocham Cię, jesteś mi potrzebny, niezastąpiony…