Drugie drzwi - Piękna perełka



Bardzo często, gdy podejmuję jakieś decyzje w moim życiu,
nawet te drobne, mam wrażenie jakbym widziała dwie pary drzwi.

Automatycznie, kierowana jakimś wewnętrznym przeświadczeniem,
idę przez te większe, szeroko otwarte.
Tamtędy chodzę codziennie.
I jak zwykle, po drugiej stronie, moje kumpele czekają już na mnie.
Wszystkie te drobne radości, przyjemności dnia codziennego,
znajomi, zawsze są na swoim miejscu.

Kolejny dzień, kolejne sprawy, zastanawiam się czy może
nie zaglądnąć przez tamte drugie drzwi, ale coś mi podpowiada,
że są zamknięte, zbyt ciasne i nie powinnam tamtędy się pchać.
Zawsze mam wrażenie, że tamta droga byłaby zbyt trudna
i nie dałabym rady, że to nie dla mnie.

Zresztą moje życie i tak mi się podoba.

Kolejny dzień, fizycznie czuję się fatalnie.
Wychodzę z domu, ogarnia mnie wściekłość - mój samochód ma zbitą szybę. 
Zostawiam go na parkingu.
Byle nie spóźnić się do pracy!
Nie mam wyjścia, muszę jechać autobusem. Mam 10 minut.
W autobusie jakiś typek dziwnie się na mnie patrzy. 
Staram się na niego nie spoglądać. Już mój przystanek, wysiadam.
On idzie za mną, podchodzi do mnie, szamotanina,
zabiera mi torebkę i uderza tak mocno, że mdleję.

Ocknęłam się dopiero w szpitalu, oczywiście czując się niezwykle paskudnie. 
Ledwie otworzyłam oczy, zadzwoniła moja komórka.
To był mój szef.
Kontrakt, którym miałam się zająć, diabli wzięli.
Zwolnił mnie, nawet nie chciał słuchać co się stało.

Już jestem po operacji, miałam jakieś poważne wewnętrzne obrażenia, 
wszystko mnie boli. Leżę na sali całkiem sama.
Czuję się strasznie, nawet nie wiem czy mnie ktoś odwiedzi.
Dziś po południu mają jakąś kobietę położyć na sąsiednim łóżku.

Już wieczór. Ta kobieta, którą przywieźli, właśnie się obudziła.
W jej oczach jest taka dziwna radość.
Ucieszyłam się, że nie będę już sama.
Chce ze mną porozmawiać.
Zaczyna mi mówić o tych węższych drzwiach,
jakby znała mnie i moje przeżycia, że jeżeli się przez nie przejdzie, życie staje się o wiele lepsze.
Nie bardzo miałam ochotę słuchać akurat takiego gadania. 
Powiedziałam, że jestem zmęczona i poszłam spać.

Kolejny dzień. Moja współlokatorka nie daje za wygraną
i znowu zaczyna mówić o tych drzwiach.
Tylko z grzeczności stwierdziłam, że posłucham.

Zaczęła opowiadać o tym, że kiedyś miała straszne problemy,
o tym jak źle się czuła, opisała to tak obrazowo,
że niemal widziałam jak leżała i wołała o pomoc.
Nikt jej nie chciał słuchać.
Wszyscy ją mijali, a nawet deptali nie zauważając jej
i kiedy już nabierała sił, żeby wstać kolejny problem ją przygniatał
i nie była w stanie się podnieść.
Często była w depresji i kiedyś, pewien człowiek zaczął jej opowiadać
o tych wąskich drzwiach.

Mówił, że one są otwarte już od 2000 lat.
Nie mogła uwierzyć, a ten człowiek poprostu opowiadał jej o Jezusie, że przyszedł na ziemię z nieba, że posłał Go Bóg Ojciec po to,
żeby umarł za grzechy każdego człowieka i że później powstał z martwych i dzięki temu otworzył drzwi, przez które każdy z nas może przejść, jeśli tylko w to uwierzy...

Dalej nie słuchałam, zaczęłam się zastanawiać nad tym co mówiła, właśnie teraz jestem w takiej sytuacji, że nie potrafię się podnieść.
Nie wiem co robić, trudno mi uwierzyć, że te drzwi są otwarte i dla każdego dostępne...

Zasnęłam, a jak się obudziłam następnego dnia, tej kobiety już nie było. Przyszły moje kumpele. Cieszyłam się, że odwiedziły mnie,
chociaż nie mogłam się skupić na tym co mówią.
Myślałam o drzwiach...
Powiedziały, że jak tylko wyjdę zrobią imprezę powitalną i poszły.
Te myśli nie dawały mi spokoju... O co w tym chodzi...
Pamiętam, że ta kobieta mówiła, że Jezus zmartwychwstał i że żyje dziś... Dziwne.
I o tym, że jeśli zapragnę to mogę do Niego zawołać,
a On na pewno mi pomoże. Skąd ta pewność...?
Nie rozumiałam tego, ona mówiła, że straciła wszystko dom,
samochód i pracę, a pomimo tego teraz jest szczęśliwsza...
Przecież to idiotyzm.

Dziś w końcu wychodzę, dziewczyny już przygotowują imprezę,
ale mi wcale się nie chce tam iść. Pójdę do domu i poczytam może ogłoszenia, muszę przecież znaleźć pracę.
Przyjaciółki zrozumiały, powiedziałam, że źle się czuję i dały za wygraną, ale same i tak będą imprezować.

Dostałam jakiś list z rodzinnych stron, muszę zobaczyć co w nim jest...

Mój tata nie żyje, zginął w wypadku samochodowym.
Nie żyje, to niemożliwe!! Jak? Dlaczego? Czemu on?
Jezu jeśli jesteś to dlaczego tak się stało, dlaczego wszystko jest nie tak!!

Wstałam, nie wiedziałam co zrobić, zaczęłam biec w kierunku tej wąskiej bramy,
zdałam sobie sprawę, że tylko tam znajdę ratunek.
TAK! Mówiła prawdę! Te drzwi są otwarte, a Jezus czeka tam z otwartymi ramionami
i woła mnie po imieniu, ale skąd On zna moje imię?

Czuję się strasznie i jednocześnie jakoś tak wyjątkowo.
Zaczęłam Mu opowiadać o wszystkim co źle zrobiłam, jak źle żyłam,
i że dłużej już tak nie chcę,
a On mi powiedział, że właśnie dlatego umarł, żeby Ojciec, żeby Bóg mi wybaczył.
Wtedy łzy zaczęły mi spływać po policzkach, nie mogłam tego powstrzymać, płakałam jak mała dziewczynka, ostatnio płakałam wiele lat temu, ale to były inne łzy… sama nie wiem, jednocześnie radości i smutku. Nie zdawałam sobie wcześniej sprawy z tego co On zrobił dla mnie...

Obudziłam się rano i czułam, byłam tego pewna, że jestem całkiem innym człowiekiem.
Pobiegłam do przyjaciół i zaczęłam im opowiadać o tym co się stało,
 i że te drzwi są otwarte już od 2000 lat!
Byłam pełna zapału, a oni zaczęli mówić, że pewnie jestem przemęczona tymi wszystkimi wydarzeniami związanymi z wypadkiem. Nie rozumiałam dlaczego nie wierzą w to co próbuje im przekazać, chociaż niedawno ja sama taka byłam.

Pojechałam na pogrzeb, wszyscy byli smutni, płakali, po stypie opowiedziałam o tym mamie,
 powiedziała, że już słyszała te bajki i nie chce tego słuchać. Stwierdziłam, że to może zły czas na rozmowę, będę próbowała później...

Od czasu kiedy przeszłam przez tą cudowną bramę,
czuję się jakby mnie ktoś przenosił przez życie na rękach,
tak jakbym była w szklanej bańce, która mnie chroni,
nawet wtedy kiedy się potknę.

Mój Ojciec - wspaniały Bóg, chwyta mnie za rękę zanim upadnę.

Życie z Nim jest wspaniałe tylko trzeba uwierzyć,
uwierzyć nie tylko w Jego istnienie gdzieś tam...,
ale uwierzyć Jemu i nie bać się przejść przez te właściwe drzwi,
które przecież dzięki Miłości Bożej SĄ OTWARTE!!!

- Anita Puza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszamy do umieszczania swoich intencji i do wspólnej modlitwy.